poli i marcin 18.10.08 opis i FOTY

Zaczęty przez poli, 05 Lis 2008, 17:07:10

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

poli

ha! mamy foty wreszcie od fotografa!  :aaaa:
http://picasaweb.google.pl/polifoty/LubIWesele181008#
______________________________________________

Wredotka się zebrała to i na mnie czas najwyższy  :yes:
Ale ostrzegam, będzie długo, za karę, że ten dzień był taki krótki  :P

Linki wrzucę tu, bo tekst jest taki długi, że aż mi wstyd kazać scrollowac do końca.
Jak tylko dostanę profesjonalne będę się też chwalić!
http://picasaweb.google.pl/polifoty/181008?authkey=Uj_L83Im-zg#  ślubna zbieranina
http://picasaweb.google.pl/polifoty/Tadam?authkey=cjsldKvIzaU# okołoślubny stuff

Wbrew pozorom nie jest łatwo usiąść i zdecydować się przeżyć to wszystko jeszcze raz. Zbyt wiele emocji na raz, a teraz trzeba się już oszczędzać ;) Ostry film akcji z awangardowo posiekaną fabułą – tak to się przedstawia w mojej głowie póki co  :ag:

Wszyscy zaczynają od piątku to może ja też...
Było jak zwykle przed wielką imprezą – ruina w mieszkaniu i chaos w głowie owiniętej wielkim transparentem ,,CO JESZCZE!?!"
Plany na relaks oczywiście były, a jakże, i jak zwykle poszły spać zamiast mnie. Chyba do 3 zasuwałam jak głupia ze szmatą :D Pamiętam, że wcześniej absurdalnie długo siedziałam u manicurzystki i równie uczciwie odczekałam swoje w kolejce do spowiedzi. Ta podwójna przymusowa bezczynność musiała mi wystarczyć:)
Dodam jeszcze, że do spowiedzi przystąpiłam ze stopami owiniętymi... folią śniadaniową, żeby mi skarpetki i adidasy nie zepsuły frencha na stopach. Skarpetki i adidasy, które... zakładała mi boska pani od pazurów, żebym nie zepsuła sobie frencha na dłoniach. Totalny cyrk:D
Po spowiedzi olśniło mnie, że święcie w to wierząc powiedziałam, że mam 24 lata (mam 25). Zaraz potem zmarłam ze śmiechu bo narzeczony równie pewnie zeznał, że ma 26 (ma 24). Byliśmy chyba bardziej zaburzeni niż nam się wydawało:D
Zresztą całe zaburzenie i oburzenie na podłość świata wyszło jak zaczęliśmy tańczyć na próbę walca, tupiąc niemiłosiernie sąsiadom po głowach, zaledwie o 1 w nocy. Otóż tańczenie w prawie pełnym rynsztunku z halkami, butami i niewiadomoczym nie jest tym samym co popylanie w krótkiej kiecce i legginsach po profesjonalnym parkiecie. Fakt, że nie przykładaliśmy się do tego jakoś szczególnie, bo ja trochę tańczę, na pokazach też, a Marcin wręcz przeciwnie. Zgubiły nas pewność siebie i leserstwo. Tak nas zgubiły, że do tej pory się śmieję na samo wspomnienie. Chociaż goście mówili, że było pięknie i nikt nic nie zauważył. Taaaaa..... dobrze, że musiało im się podobać ;)
O czym to ja mówiłam? Aa, tak, że poszłam spać jakoś o 3. Padłam jak pies Pluto i nie wystawiłam butów na parapet. Tak właśnie. Poczułam się okropnie jak spojrzałam rano przez okno i zrozumiałam co zrobiłam. Wyrodna panna młoda. Dobrze ci tak normalnie – pomyslałam sobie i poszłam...dalej sprzątać. Nie pamiętam nawet o której wstałam.
Pamiętam za to, że o 10 miała przyjść do nas fryzjerka i do tego czasu musielismy skończyć pucowanie i usunąć wszelkie ślady, tropy czy inne poszlaki, że tu mieszkają państwo młodzi. Fryzjerka (absolutnie cudowny człowiek jak się okazało podczas naszej długiej rozmowy) nie wiedziała, że będzie czesała pannę młodą. Czułam się wobec niej jak ostatnia świnia, tym bardziej, że rozmawiałyśmy naprawdę szczerze na różne tematy. Aż mnie skręcało, ale wszyscy kazali mi brnąć w ściemę do końca.
Przeważyły względy finansowe oczywiście. Zanim poszłam do niej pierwszy raz przejrzałam cennik. Fryzura ślubna ma ponad trzykrotne przebicie w porównaniu do zwykłego czesania. No heeloł! To nie jest jej salon, więc uznałam, że dyskusja nie ma sensu i wydusiłam coś o weselu w rodzinie. Upięcie długich włosów to najdroższa opcja. W efekcie zapłaciłam dokładnie tyle, co moja przyjaciółka też u nich, na swój ślub dwa lata temu, przy króciucieńkich włosach! Jak mi to zeznała na weselu to mi trochę ulżyło, bo mnożenie razy trzy mam nieźle opanowane. Tak czy siak pani była świetna i kochana i mam nadzieję, że się nie zorientowała, kiedy odbierałam spanikowane telefony od spóźniającej się świadkowej, przemycałam karton z ciastkami i wysyłałam pana młodego ze świadkiem po kwiaty :D
Kiedy chłopcy pojechali po kwiatki, pani fryzjerka poszła (po tym jak wypytała mnie w jakiej sukience ide :D – mówię wam, okropne uczucie) zostałam zupełnie sama. To było strasznie dziwne.  Tak sobie łaziłam i myślałam – jejku, dziś wychodzę za mąż i kompletnie tego nie czuję. Weź się kobieto wpraw w nastrój, zdenerwuj, podekscytuj, a tu nic. Taka nostalgia trochę, trochę frajdy i trochę zawodu, że nie unoszę się pół  metra nad ziemią, tylko łażę w dresie jak zwykle. Ta presja, że to najpiękniejszy dzień w życiu jest beznadziejna. Są świetne, genialne chwile, ale wygórowane oczekiwania potrafią wiele zepsuć. Nie dajcie się na to nabrać. Może gdybym miała przy sobie chlipiących rodziców umiałabym się bardziej wczuć, a tak to czekałam aż coś się stanie, aż... zadzwonił dzwonek. I jeszcze jeden dzwonek, i domofon, i się zaczęło!
Przyszła makijażystka – kolejna cudowna osoba - przejęta co najmniej jak ja, dotarła moja honorowa druhna kasia i świadkowa asia, której twarz wyrażała jedno - ,,Zginiemy! Wszyscy zginiemy!". Dziewczyny szybko wzięły mnie w obroty i od tamtej pory nie było czasu już na nic.
Totalne zamieszanie. Co chwila ktoś nowy przychodził, czegoś chciał, nasz niewidzialny fotograf trzaskał nam zdjęcia z ukrycia, mnie malowali, ubierali i w ogóle śmiesznie było.
Zrezygnowana patrzyłam, niemalowanym akurat okiem, jak mieszkanie – tak pracowicie przecież, z takim poświęceniem wysprzątane – pogrąża się stopniowo w ruinie. Ciekawe co wyjdzie na zdjęciach :D
Kochane i mądre dziewczyny zapinając kieckę oburzyły się, że schudłam, co natychmiast podniosło mi self-esteem na pożądany poziom. Zapadła kolczykowa decyzja. Wetknęłyśmy w końcu welon jak wisienkę na tort (zastanawiając się, jak zwykle wyluzowane, jak to się właściwie robi), asia otworzyła drzwi anonsując ,,heeeere cooooomes the briiiiide", trzy głębokie wdechy i... się rozryczałam. No mówię wam, byłam z siebie dumna:D
Na szczęście musiałyśmy chwilę poczekać, bo jeszcze nie wszyscy zebrali się na podziwianie, więc zdołałam ochłonąć, ponapawać chwilą i ruszyłam zza winkla w objęcia marcinka ;)
Tak sobię myślę, że mu się podobało:)
Mi też się podobało – wszyscy się zachwycali, a ja się patrzyłam na mojego przyszłego męża i wiedziałam, że jest świetnie, że to nic nie zmieni, że to kolejny fajny dzień w naszym życiu, że nie ma się czym przejmować, że wyglądamy naprawdę dziwacznie, ale naprawdę się kochamy itd. No bzdury sobie myślałam:)
Dostałam swój czadowy bukiet, przypięłam oblubieńcowi przypinkę i buchnęliśmy na kolana przed rodzicielskim majestatem. Kochani i wzruszeni rodzice marcina dobrze poradzili sobie z zadaniem, oni kropili, my całowaliśmy, aż przyszła kolej na moją babcię... Babcia deklarowała wcześniej, że w zastępstwie moich rodziców złoży nam życzenia i tyle. I że nie będzie płakać, bo nie ma o co. Pierwsze co zrobiła to się rozryczała. Tak na maksa. W drugim ruchu podstawiła nam kropidło do całowania. Potem ja ryczałam i reszty nie pamiętam. Fotograf się za to cieszył, że złowił takich cyrkowców.
Po dopełnieniu tych kłopotliwych formalności nadszedł czas na kolejną –  tradycyjny wybuch  paniki ,,omójbożespóźnimysię". Oczywiście kompletnie bezzasadny, ale przydatny o tyle, że wszyscy sobie poszli, a my w spokoju mogliśmy spakować resztę bambetli i z moim dzielnym bratem w roli kierowcy i dzielnym fotografem w roli fotografa, udaliśmy się do podziemnego garażu. Uparłam się, że nie będziemy wynajmować specjalnie samochodu tylko pojedziemy moim jazzikiem. Skoro nie będziemy mieć specjalnego samochodu, to nie ma sensu stawiać go w specjalnym miejscu pod blokiem. Więc zjechaliśmy do zupełnie normalnego garażu, gdzie jest zupełnie specjalne światło, na które bardzo liczyłam, i fotograf popstrykał nam trochę mam nadzieję specjalnych idustrial fot.
Kiedy podjechaliśmy pod kościół było za wcześnie i za pusto. Było na tyle zimno, że goście chowali się chyba do środka. Ich strata, bo nie widzieli słońca, które wyszło na chwilę, i niebieskiego nieba, które upewniło mnie, że teraz to już kompletnie nie mam się czym przejmować. Czekały na nas za to moje kochane króliczki, dzieciaki mojego brata, które ciężko przeżyły fakt, że ich kochana kumpela ciocia zupełnie siebie nie przypomina. Kuba (lat 6) zniósł to szczególnie ciężko, poprzysięgając wieczne milczenie. Myślałam, że padnę ze śmiechu jak zobaczyłam jaki jest przerażony. Jego urocza i mądra siostra Zuzanna (lat 4) postanowiła czerpać doświadczenie za młodu, nie odstępując mnie na krok, i dzielnie dzierżąc tren gdzieś w połowie długości :D Naprawdę bardzo mi pomogły, bo kiedy schowaliśmy się w kruchcie kościoła, a kolejni, bardziej śmiali goście przychodzili nas postresować, dzieci dzielnie odciagały od nas uwagę i wzbudzaliśmy zachwyt we czwórkę, co było bardziej naturalne.:)
W międzyczasie przyleciały do nas spanikowane świadkowa z siostrą pana młodego oznajmiając nam, że to już koniec, toniemy, bo źle dobraliśmy czytania, i teraz co robić co robić?!?! Okazało się, że jedno z czytań musi być ze Starego Testamentu. No zabijcie mnie, ale o tym nie mieliśmy pojęcia. Ba! Zgodnie uznaliśmy, że Stary Testament jest szowinistyczny i chcemy mieć dwa piękne fragmenty z N.T.  Powiedziałam, że list do Koryntian zostaje, a z reszty rezygnujemy. Jeszcze się miałam zdziwić :D
W końcu dostaliśmy sygnał, że wszyscy spóźnialscy dotarli, i że trzeba zaczynać. No dobra, jak trzeba to trzeba. Mocny uścisk ręki i idziemy. Daleko nie zaszliśmy bo główne drzwi były zamknięte:D Pewnie tak na amen to nie, ale postanowiliśmy wemknąć się bokiem i po drodze pozbawić mnie swetrzyska – ciepło przecież będzie jak drzwi ktoś zatrzasnął... Fajnie było widzieć miny ludzi poupychanych przy wyjściu, kiedy torowaliśmy sobie między nimi drogę z cichym ,,przepraszam, przepraszam". Jakby ducha z trędowatą pod rękę zobaczyli – tak się bali i odskakiwali:D
No dobra, ustawiliśmy się  na środku korytarza, wszyscy się pokapowali i zaczęli nas sobie oglądać, a księdza nie ma. Muzyczka gra, fajnie jest, możemy postać. Denerwujesz się? Nie, nie ma się czego bać, razem będziemy przecież. No przecież. To czekamy. Powoli zaczęłam rejestrować co się wokół mnie dzieje, wyostrzyłam wzrok i je zobaczyłam... pokrowce. Myślałam, że padnę, bo do głowy mi nie przyszło, że kościół sam wyjdzie z taką inicjatywą. No więc wyszedł...
Wyszedł też na szczęście ksiądz z zakrystii, NASZ, NASZ KSIĄDZ, jedyny którego znaliśmy z tej parafii. Co za ulga. W zamian wybaczyłam nawet te pokrowce. Ksiądz podszedł do nas z rozluźniającą gadką, podpytał czy nie chcemy uciec, ponabijał się ze mnie, że skoro nie zimno i bez nerwów to czemu się kwiatki trzęsą? Naprawdę się skubane trzęsły, takiego mi wstydu narobić ;) Ruszamy? Ruszamy. Pamiętaj, nie za szybko bo fotograf będzie zły. Ręka w rękę, noga w nogę. Wśród uśmiechów, puszczanych oczek i trzymanych kciuków wreszcie płynęliśmy do celu:) Dopiero jak dotarliśmy na miejsca zorientowałam się, że całą drogę szłam po dywanie....aaaaaa, którego też myślałam, że nie będzie. Niezła skucha, nawet nie to, że był, ale, że go wcześniej po prostu nie zauwazyłam ;D
Zaczęła się msza. Najkrótsza msza w moim życiu! Miałyście dziewczyny rację:)
Czytania w końcu były dwa, dzielna siostra marcina zmierzyła się z dość bulwersującą treścią S.T, ale karnie przyjełam te niespodziewane słowa. Potem świadkowa dała popis możliwości interpretatorskich przy oklepanym, ale moim wymarzonym fargmencie z cymbałem :) Pojawił się też oczywisćie nieproszony Alleluj. Śpiewaczka zapomniała, że mamy dwa czytania  i wyszła z psalmem urwanym dramatycznie jak hejnał z wieży mariackiej. Jak Alleluj poszedł w eter ja już się tylko śmiałam, i czekałam co będzie dalej :D
A dalej była przysięga... kurcze, ale to jest świetna sprawa. Dla tej przysięgi naprawdę warto:) Jak na hollywoodzkich filmach, nic wokół nie widać, głębia ostrości  na ukochanych oczach, słowa dudnią zwielokrotnione. Hi-endowe efekty specjalne;) Wszyscy mówili, że się przez nas poryczeli (ha!), marcin mówił głośno jak nigdy (bo on cicha myszka), ja z kolei jakimś omdlewającym, modulowanym głosem... ale pewnie i bez pomyłek. Byłam z nas dumna. I bardzo bardzo szczęśliwa.
Wczoraj kolega zrobił mi niespodziankę i przyniósł płytkę z nagraną przysięgą. Lewdo widać, ledwo słychać, a mogę oglądać w kółko:)
Po wymianie obrączek ksiądz powiedział, że gładko nam poszło, podpisaliśmy dokument, umówiliśmy z księdzem na przyszłe, wielokrotne chrzciny i msza toczyła się swoim biegiem. A ja sobie siedziałam obok męża, trzymając go za łapkę i myślałam coś w stylu ,,ojacie"na zmianę z ,,to już" i ,,uff". Podobno śmialiśmy się oboje cały czas. Możliwe:)
Msza dobiegła końca, ksiądz wyszedł i wtedy śpiewaczka zaintonowała pieśń. Bardzo piękną pieśń, ale myśleliśmy, że jak księdza nie ma to już marsz... no to klęczymy i się modlimy. Klęczymy zerkamy na siebie. Klęczymy i szepczemy. A pieśń trwa. No to klęczymy. Zza pleców dochodzi nas churgot wychodzących ludzi, a my jak te kołki. No dobra, to wstajemy. Wstaliśmy, pieść trwa. Aaaaa. Kurde, już pewnie wszyscy poszli. To co, odwracamy się? Odwracamy, niestety nadal przy dźwiękach pieśni. Bardzo pięknej nadal, ale nadal nie przypominającej marsza. Patrzymy, a prawie wszyscy już są na zewnątrz, kurcze, trudno, idziemy, no i ruszyliśmy, przy dźwiękach tej pieśni oczywiście... Kiedy tylko zbliżyliśmy sie do progu gruchnął wreszcie solidny Mendelsohn, a wtedy goście znienacka wyjęli jakieś małe białe cosie i rozpoczęli mega produkcję mydlanych baniek. Jeeeeejuuuu, ale to było ekstra! Nie mieliśmy o tym pojęcia. Dlatego tak szybko część ludzi wyszła. Żeby nas kurde wziąć znienacka. Wszyscy się pięknie uśmiechali i dzielnie tworzyli magię. Z tego też mam mini filmik od jedynego przytomego kumpla. Podłożyłam muze i wrzuciłam na picase razem ze zdjęciami. A mój aparat leżał wtedy w bagażniku... :(
Potem były oczywiście życzenia. Dziewczyny wtłoczyły mnie w sweter (trochę żałuję, że nie poszalałyśmy w końcu z czarnym bolerkiem), ale przynajmniej było mi ciepło. Rozgrzewał mnie też skutecznie tłum przyjaciół, życzenia są naprawdę bardzo fajne i kompletnie nic się z nich nie pamięta. Tylko to, że mówili, żebyśmy się tak zawsze kochali, bo widać z kilometra, żebyśmy się tak pięknie uśmiechali i tak mocno trzymali za ręce jak na całej mszy. Taki mamy zamiar więc dobrze trafili;) Prawie wszyscy przynieśli nam zamiast kwiatów fajowe książki, więc zima mi niestraszna, mam narzucony ambitny plan;) Świadek pakował nam te cuda do eko toreb z naszym logo – też niespodzianką, którą sam wymalowywał :*
A potem się wszyscy zmyli na balangę, bo zimno kurde było :D
Na temat wesela nie będę się już tak rozpisywać. Jeśli ktoś jeszcze dotrwał do tego momentu, może sobie pogratulować:)
Powiem tylko, że dj Andrzej Piotrowski jest prawdziwym profesjonalistą. Ludzie mówili, że był bezlitosny, bo szkoda było schodzić z parkietu :D W bardzo dyskretny i kulturalny sposób prowadził nas przez kolejne etapy wieczoru w radiowym stylu jaki bardzo lubię. Pomagał, doradzał i był bardzo kochany:) Pochwalił też naszych znajomych. Powiedział, że chyba pierwszy raz mu się zdarzyło, że nikt go o obciachy nie nagabywał i że niespodzianki zorganizowali nam naprawdę świetne.
A tak. Bo nasza boska ekipa ,,chcieliśmy dobrze enterteinment group" nakręciła mega śmieszny film z życzeniami, który wyświetlili na wielkim ekranie, i przez który mieli same stresy i kłopoty:D
Żadne nasze zdjęcie z oglądania tego filmu nie nadaje się do publikacji, bo wyjątkowo nietwarzowo ryczę i wyję ze śmiechu:D
Dodatkowo przy publicznym wręczaniu wspólnych prezentów grupowo i profesjonalnie odśpiewali ,,Obladi Oblada"  Beatelsów, wstawiając do tekstu nasze imiona ,,....poli and marcin jooonees...". Bardzo ich kocham:*
Wszyscy chyba naprawdę bawili się świetnie, mówili, że taką imprezę to widzą pierwszy raz, a mnie mimo całego szczęścia i frajdy doskwierała trochę proza życia.
Może to trochę niepopularne, ale napiszę, co tam.
Doskwierała sukienka, która postanowiła przebić się do wątroby i darowała sobie te wysiłki dopiero koło północy. Babcia, która błąkała się troszkę zagubiona i nie pozwalała mi oddać się w pełni zabawie. Brak rodziców...I takie tam różne. To właśnie ta  konfontacja z rzeczywistością, o której mówiłam wcześniej. To piękny dzień, ale życie, nie bajka:) Szczerze mówiąc zupełnie nie czułam się jak często opisywana panna młoda ,,która najlepiej bawi się na swoim weselu". Nie wiem jak można totalnie poszaleć będąc gospodynią. Takie same mam zresztą uczucia po swoich domowych imprezach. Jestem dumna i szczęśliwa, ale najchetniej poszłabym w następny weekend do kogoś innego;p
Wiele rzeczy chciałabym zmienić, ale jedyna ważna to oczekiwania. Warto je zminimalizować i nie nadymać balonika, chociaż szanse że pęknie są znikome, bo to jednak jest szczególny dzień. Nie da się zrealizować planu, nie da się przewidzieć własnych uczuć i rekcji. Można być za to wdzięcznym, że znalazło się swoje szczęście, że dostaje się od innych ludzi tyle miłości, a od losu rozum, żeby to docenić. I że są takie miejsca którymi można się tym dzielić ;) Dzięki za pomoc dziewczyny!






wredotka

o matko poli :D kiedys ty to naskrobala :D wszystkiego naj od wredotki :)

poli

nie byłam w podróży poślubnej  :jezor:
dzięki kochana i wzajemnie!  :flowers:

callja

Ale relacja - gratulacje ślubne :roza: :roza: :roza: i gratulacje literackie :flowers: :flowers: :flowers: składam jednoczesne!!!



Mam nadzieję, że Ola-śpiewaczka oprócz wyrwania z Allelujem więcej falstartów nie zaliczyła ;)

A co do wychodzenia gości - oj, skąd to ja znam!! nie raz zdarzało się, że swiadek (uprzedzony w temacie) musiał głośno tupnąć nogą wraz ze słowną adnotacją -"dajcie Młodym pomodlić się i ochłonąć, ergo czekać w ławkach i usmiechać się!!!" :hihi:
Nie obrażaj się sam... inni zrobią to lepiej!!! /by teściowa tutora mego ;) /

poli

dzięki dzięki:) śpiewała nie ola, nie było jej wtedy w wawie, ale bardzo fajna dziewczyna przez nią polecona, dzięki za namiary, polewam :)

magdalinska

#5
jak nie czytam relacji - z czystego lenistwa, to twoja przeczytalam od pierwszego do ostatniego slowa, wciagnelo mnie jak dobra ksiazka ;)
pieknie i jeszcze raz pieknie :)
teraz czekam na profesjonalne ;)
no i zycze duzo szczescia i milosci :)

malybob

gratulacje!!!! Super opis, piekne zdjęcia!
A z wychodzeniem mielismy podobna sytuacje- specjalnie poprosilam chor o zaspiewanie piesni Maryjnej na  koniec, poniewaz chcielismy sie pomodlic przed ołtarzem Matki Boskiej. Tak tez zrobilismy, wstalismy, uslyszalam, ze piesn trwa (nie wiedzialam,ze az tyle zwrotek :) ), wiec zrobilismy spokojnie "chwile dla reporterow", goscie byli lekko oszolomieni i nie wiedzieli o co chodzi, ale my cierpliwie zaczekalimy  do Marsza i dopiero wtedy ruszylismy :)
Smiesznie to wyglada na filmie jak sie patrzy na zdezorientowane miny gosci..

atrament.owa

Serdeczne gratulacje i życzenia miłości miłości miłości  :flowers: :flowers: :flowers: :flowers:
Relacja świetna!! Super wyglądaliście, bardzo naturalnie, uśmiechnięci aż miło patrzeć. A bańki mydlane na wyjściu wyglądały cooool  :perfect: no i zdjęcie gangsta panna młoda the best  :ag:
I muszę powiedzieć, że miałaś przecudowny bukiet!Jakie to kwiaty?I jak będziesz miała jakąś lepszą jego fotkę to poproszę, bo mnie całkowicie zauroczył! :-[

bagietka12

moje gratulacje :) ślicznie wyglądaliście  brawo

życzę Wam dużo dużo miłości i niech każdy dzień bedzie taki szczęsliwy jak dzień ślubu  przytul


cumberland

poli gratulacje !!! świetny opis a Ty niebanalnie piekna :)

dużo miłości  :love: :love: :love:

sputnik_sweetheart

poli gratuluję, opis rewelacyjny! :) a opisy pod zdjęciami rozbawiły mnie prawie do łez! suuuper! :) :)  :)  :)

zosia2007

poli pięknie - dużo miłości życzę :)

emcia

Wszystkiego najlepszego .Opis świetny.
:)

mila

pięknie wyglądaliście!  brawo  ty urocza, a i małżonek przystojniacha  :D

moje wielkie gratulejszyn :)

no a opis to istny majstersztyk  :clapping:

goga

zdjęcia świetne no i podpisy pod nimi również :)
a relację zostawiam na jutro ;)
W życiu niewiasty można rozróżnić siedem okresów: niemowlę,
dziewczynka, dziewczyna, młoda kobieta, młoda kobieta, młoda kobieta
i młoda kobieta. (G.B. Shaw)

lapin80

poli- wyglądałaś bosko!!! jak zjawa- ale to ma być komplement!
bosko, bosko, bosko! jesteś piękną kobietą  :perfect:

Angie

poli twoja relacja jest chyba najlepsza jaką do tej pory czytałam  brawo. Musisz byc świetną dziewczyną.

A wyglądałaś pięknie. Gratulacje!!

Basia

#18
Jejku Poli, ale naskrobałaś!
ślicznie wyglądałaś i miałaś wesele tam gdzie ja!!! :dance:

juz nie mogę sie doczekać profesjinalnych zdjęć!
Serdeczne gratulacje! :flowers:
Koniec ery grzecznej dziewczynki .....................

tachogti

Jaaaa Poli :D boslki opis!!!! Cudenko! I Wy rewelacyjni!
Wszystkiego naj naj naj najniejszego ;)
Typical sharp-shooting, hard-drinking, katana-wielding, happily divorced housewife :P

ishka82

Poli, gratulacje :roza: Życzę dużo miłości i szczęścia :) Opis świetny, bez wątpienia jeden z najlepszych jaki czytałam i tak wciąga, że wydaje się nie być długi ;;) Wyglądałaś świetnie, nie mogę doczekać się profesjonalnych fot :)

justynaaaa2

#21
ehhh no i ryczę  :cry: ze wzruszenia i ze śmiechu  :) opis jest boski i jest dla mnie absolutnym nr 1 wśród opisów  :thumbup: szkoda, że nie opisałaś wesela, bo jakiś taki krótki mi się wydawał - tak się wciągnęłam  :hihi:
idę oglądać teraz zdjęcia, więc na temat tego jak wyglądałaś wypowiem się za chwilę ;)
edit: obejrzałam foty  :)
i jestem w szoku mimo, że to nie profesjonalne zdjęcia, jestem pod ogromnym wrażeniem  what byłaś śliczną panną młodą, wszystko było absolutnie rewelacyjne a podpisy pod zdjęciami boskie :lollol:
gratuluję wam serdecznie  :roza: i wielki plus za zdrowe podejście i stwierdzenie, że TEN dzień, to życie, a nie bajka :clapping:

P.S. Jak się spisały buty księżniczki ??? wygodne ???

poli

#22
Jeeeju, dziewczyny, jak faajnie! Wiekie wielkie dzięki! Muszę się wam przyznać, że byłam na początku taka zawiedziona tymi zdjęciami, że zdołałam się ze dwa razy zdołowana poryczeć. Jestem może nienormalna, ale na punkcie zdjęć mam fioła, mam nadzieję, że fotograf dał radę. No, więc taka byłam na nie, a tu dzięki wsparciu, że już mi się oczywiście prawie podobają ;p walka z kompleksami jak z wiatrakami ;)

polewam wszystkim,, impreeza!  :beer2:

i dzięki za opinie o relacji! sprawiło mi to mnóstwo przyjemności! Nie tylko komplementy, ale samo pisanie. Naprawdę wszystkim polecam, chociaż sama dłuuugo nie mogłam się zebrać. Pozwala uporządkować myśli i wszystko przeżyć jeszcze raz  :yeah:

riannka

poli

najlepsze życzenia  :roza: :roza: :roza:

pięknie wyglądaliście, świetne zdjęcia i opisy  ;D

relacja rewelacyjna  :yes:


poli

Cytat: atrament.owa w 05 Lis 2008, 18:48:58
I muszę powiedzieć, że miałaś przecudowny bukiet!Jakie to kwiaty?I jak będziesz miała jakąś lepszą jego fotkę to poproszę, bo mnie całkowicie zauroczył! :-[

dzięki atrameent.owa :D Bardzo byłam z siebie dumna, że go wymyśliłam. Trochę mniej dumna jak po ślubie zapomniałam go zabrać na wesele  lol
to biały cyklamen perski zwany też fiołkiem alpejskim - sprzedają go teraz w każdej budzie  :ag:
świetne laski z kwiaciarni musiały wygolić chyba kilkanaście doniczek, ale same były podjarane pomysłem  :D
to czarne co wystaje to jagody ligustru - spokojnie do dostania na giełdzie, tudzież do oberwania na pobliskim żywopłocie. ogólny efekt wyszeł anemonowaty, co wprawiło mnie w ekstazę,
bo o anemonach marzyłam i śniłam. tak jak o peoniach rzecz jasna  :point_lol:
http://picasaweb.google.pl/polifoty/KwiotkiButki#5262973216286019474 to link do mojego zdechłego co nieco, parapetowego okazu. zaraz wygrzebię zbliżenie, które jakaś dobra dusza pstryknęła jeszcze w domu moim aparatem